PitaPata Dog tickers

8 lutego 2010

Coraz lepiej

Sobota i niedziela postawiły mnie trochę na nogi. Nareszcie zregenerowałam siły! Długo czekałam na taki moment...
Aż sama się sobie dziwię, że tak wiele rzeczy udało mi się w weekend zrobić.

Wyszywałam wykrój kostiumu, na który z taką tęsknotą czekałam. I byłam bardzo zaskoczona, że tak szybciutko mi się tworzy. Pozmieniałam kolory nici, a na dokładkę pomieszałam kolory spódnicy z kolorami na kostiumie i wyszedł mi zupełnie inny obrazek niż w oryginale. Ale myślę, że absolutnie nie mam na co narzekać. Taki podoba mi się równie mocno.

Choć do tłustego czwartku zostało jeszcze trochę czasu, my robiliśmy w niedziele faworki. Wyszły bardzo dobre i znikały w mgnieniu oka. Ponieważ chrust wyszedł dość tłusty, później trzeba było nieco pomóc żołądkowi. Do takich zadań najbardziej nadaje się herbata miętowa, bądź kawa z dodatkiem listków mięty. Ja wybrałam drugą opcję.


A na koniec obowiązkowy spacer. Dni są coraz dłuższe, więc zabraliśmy psa, kijki i ruszyliśmy w głąb lasu. Wybawiłam się z Dawidem i Kandem na śniegu za wszystkie czasy. Miałam radochę jak małe dziecko, robiąc na gładziutkim śniegu orły, czy jak kto woli anioły. Taka ponad dwugodzinna wyprawa męczy fizycznie, ale psychicznie uspokaja. Polecam wszystkim:)

Aż che się żyć...

Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz