PitaPata Dog tickers
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą decoupagowe drobiazgi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą decoupagowe drobiazgi. Pokaż wszystkie posty

25 lutego 2012

Koniec lenistwa

Czas się wziąć do roboty, oczywiście tej przyjemnej i relaksacyjnej. Bo od tej pozostałej, przerwy nigdy nie było... Okropnie dawno nic nie pokazywałam na blogu, a to z prostej przyczyny- braku czasu, do którego dołożył się też wszechogarniający brak ochoty do działania. Można by powiedzieć, że to taka zimowa depresja twórcza:) Na szczęście, już się wszyscy zbliżamy duuużymi krokami do wiosny. A co za tym idzie- będzie lepiej, będzie weselej, będzie żywiej. Teraz to już MUSI BYĆ tylko LEPIEJ...
Swoją drogą, pomimo braku świecącego słońca, dziś na podwórku jest naprawdę przyjemnie. Śnieg się topi w oka mgnieniu, wiatr osusza wodę z kałuży. W powietrzu czuć energię budzącą świat do życia.

Żeby jednak nie było, że już totalnie nic przez czas swojej nieobecności na blogu nie robiłam. Robiłam, chociaż bardziej skupiłam się na czytaniu książek, bo i za nimi jakoś zatęskniłam. No dobrze, pokażę podkładki na stół do kuchni. Pracować nad nimi zaczęłam jeszcze w listopadzie, choć pomysł kłębił mi się w głowie już rok wstecz. Nic to, jak widać, co się odwlecze, to nie uciecze.

Z tym pomysłem to było tak, że efekt końcowy pracy w pewnym momencie sobie zaistniał pod moją blond czupryną, ale nie pojawił się pomysł na jego realizację. A dokładniej na materiały. W końcu miały to być decoupagowe podkładki, które będą regularnie zalewane, plamione i ogólnie brudzone. Jak to na kuchennym stole bywa...

Pierwszy punkt w urzeczywistnianiu projektu nastąpił pewnego ranka w Biedronce, jak w oczy wlazła mi taca z tworzywa wraz z czterema idealnie pasującymi podkładkami. Po zakupie doszłam jednak do wniosku, że nie mogę, tak bez skrupułów, zamazać farbami nowych i całkiem ładnych podkładeczek. Postanowiłam zaczekać. I chyba na dobre wyszło, bo  pewien czas pocieszyły oczy. Jednak zmywanie okruchów po posiłkach wilgotną gąbką doprowadziło do ścierania się wzoru. Jak się ściera, znaczy czas działać. Rozpuszczalnikiem pozmywałam resztki fabrycznej kalkomanii i zaczęłam dalej kombinować co i jak.



  

 W międzyczasie- lubię ten zwrot- kupiłam serwetki, które też istniały w przestrzeni moich szarych komórek. Miałam do wyboru dwie wersje. Jedna to kobaltowe róże, druga, którą wprowadziłam w życie- zestaw kawowy, też w tym samym kolorze. Te pierwotne różyczki są cudne, ale jakoś tak za dużo mi ich było w tym miejscu.

 

Potem same odprężające czynności: malowanie, malowanie, malowanie. Klejenie i niekończące się lakierowanie. Aż do obrzydzenia... Wreszcie nastał koniec. A to skutek tego, co sobie wyśniłam.  


Podkładki, kolorystycznie i tematycznie wpasowały się w charakter naszej kuchni. I już ponad pół miesiąca cierpliwie znoszą codzienne "molestowanie". Mają się przy tym dobrze. Herbata, kawa, a nawet buraczki im nie straszne. Więc, póki się wszystkim nie znudzą, będą plackiem leżały pod kubkami i talerzami na stole.


No to troszkę chyba nadrobiłam zaległości:) 

Pozdrawiam Was drodzy "podczytywacze" i dziękuję, że pomimo mojego lenistwa, wciąż tu zaglądacie. Jest mi bardzo miło z tego powodu. Dla Was i dla siebie postaram się z większą regularnością zamieszczać posty. Jeszce raz dziękuję i trzymajcie się...

Ania

22 sierpnia 2011

Prezent ślubny

Ten post miał się ukazać jakiś tydzień temu, ale coś mi się zblokowało z bloggerem i picassą, no i nic z chwalenia się nie wyszło. Dziś chyba jest lepiej i pokażę Wam skrzyneczkę jaką zrobiłam w prezencie ślubnym dla pewnego małżeństwa, u którego gościłam na weselu.

 

Skrzyneczka była robiona naprawdę migiem, bo jakoś tak wyszło, że późno wpadłam na pomysł, by stała się ona częścią prezentu. W związku z tym, późno też ją zamówiłam. Miałam nawet wątpliwości czy w stanie surowym wogóle dotrze do mnie przed ślubem. Ale tu naprawdę wielkie ukłony należą się sprzedawcy z Allegro, bo i kontakt był super i przesyłka naprawdę ekspresowa. Mając już to drewniane pudło, zabrałam się do roboty. W międzyczasie przejrzałam blogi, gdzie kreatywne panie robiły już takie rzeczy. Ale gdzie mi do nich...

Nie mogłam sie zdecydować, czy malować skrzynię lakierobejcą czy farbą akrylowa na biało. Miałam już wzór do decoupagu na wierzch i to w dwóch wersjach- na normalnym papierze i transferowym. Ale ten kolor nie dawał mi spokoju. W końcu ślub- pamiątki weselne- znaczy, wszystko na biało, ale z drugiej strony, o ile podobają mi sie u innych białe meble, ściany i dodatki, tak sama wolę naturalne kolory drewna. Po naradzie z kilkoma osobami zdecydowałam się na  dębowy lakier.


Chciałam żeby na skrzyni były wypukłe ornanenty, ale znowu pojawiły sie schody, bo jak na złość nigdzie nie mogłam kupić odpowiednich szablonów. W końcu udało mi sie znaleźć taki ze splątanymi sercami, ale drugi musialam sobie zrobić sama. No i jakoś poszło...


Potem było tylko lakierowanie, równanie, lakierowanie, równanie... W sobotę rano pociągnęłam jeszcze ostatnią warstwą lakieru i w myślach modliłam się, by lakier wysechł, zanim będę musiała zapakować skrzynkę. Udało się...



Bardzo podoba mi się obrazek jakiego użyłam do skrzyneczki, może jest mało weselny, ale te niezapominajki... Mam nadzieję, że Magda i Krzysiek będą chcieli, tak ku pamięci, schować tam rzeczy świadczące o dobrych chwilach i ich uczuciu.  



Do skrzynki dołączona była kartka, albo raczej do kartki- skrzynka. Ale jak zwał tak zwał. Do zrobienia jej użyłam tego samego papieru, w który pakowałam skrzynkę.


Dla rodziców Panny Młodej też przygotowałam kartkę. W końcu Im też trzeba gratulować i życzyć dobrych relacji z zięciem:)

 
 

Na tym dziś koniec. Mlodym jeszcze raz życzę pomyślności i słońca na wszystkie dni...
Wam drodzy zaglądacze życzę tego samego... Do zobaczenia
Ania

15 kwietnia 2011

Richelie haftowane na wydmuszkach

Za chwilę przeżywać będziemy kolejną Wielkanoc, więc nadszedł czas, by się zabrać za przygotowanie dekoracji. W tym roku, tak jak i w poprzednim całą swoją uwagę skupiłam na kurzych i gęsich jajach. Do tej pory ozdabiałam je za pomocą dekupażu. A teraz dodałam do tego richelieu robione perłową konturówką. Na początku nie było łatwo, ale przecież nikt nie mówił, że początki są proste. Ozdobiłam jedno jajko, potem drugie, kolejne..., aż zaczęło wychodzić. Okazało się jednak że haftowanie na wydmuszkach jest łatwiejsze niż dekupaż...

Wycinanie i naklejanie elementów to może nie wielka filozofia, ale domalowywanie szczegółów to już inna historia... Ponieważ ciężko było mi kupić odpowiednie papiery, związane tematycznie z wiosną i wielkanocą, wykorzystałam stare pocztówki. Kiedyś zbierałam je masowo, a teraz przyszedł czas, by je wykorzystać.
Wycięłam poszczególne elementy z kartek, a ponieważ postaci były wybrakowane, dosztukowałam je trochę. Wycięty chłopiec i przyklejony na żywca wyglądał tak jak na pierwszym zdjęciu. A na kolejnym widać już domalowane elementy, co by dało to ludzki efekt.

        
Podobnie zrobiłam z pozostałymi postaciami i taki dało to efekt. 

      


 




Pozdrawiam i do następnego razu
 Ania

27 maja 2010

W międzyczasie

Jakoś tak się ostatnio złożyło, że brak mi weny, a także chęci, by sukcesywnie i w miarę na bieżąco uzupełniać posty na blogu. Niby nic się nie dzieje, a wciąż czas muszę dzielić na to, co trzeba zrobić na wczoraj i co chce się zrobić dla własnej radości i satysfakcji. Jak zwykle przy tym tego czasu jest zbyt mało...

Coś jednak próbuję robić. Małymi kroczkami działam, a to przy serwetce, a to przy innych drobiazgach. Parę dni temu zajęłam się malowaniem i decoupagowaniem starego prawidła. Prawie rok wcześniej kupiłam je w moim ulubionym "przemysłowym szmateksie" - jak to powiedziała moja znajoma. Prawidło kosztowało marne grosze, a mi, na jego widok w głowie pojawiły się pomysły jego zastosowania oraz nowy image. Dlatego nie mogłam przejść ot tak, obok i go nie kupić... A że musiało dojrzeć w szufladzie, tak jak wiele innych przedmiotów, to już inna historia. Tak czy inaczej, wreszcie przysiadłam na chwilkę i oto co mi z tego wyszło:




I jeszcze jedna rzecz...
Z okazji wczorajszego święta, mojej mamie za jej nieustanną troskę, opiekę, ciepły uśmiech i zawsze słuszną radę serdecznie dziękuję, jednocześnie życząc przeżywania kolejnych lat w zdrowiu, spokoju i radości z tego, co się w życiu osiągnęło.

Wszystkiego dobrego, Mamusiu...

Ania