Uwijam się ze wszystkim tak bardzo jak się tylko da. A tu ciągle coś i coś. Nie mogę spokojnie dokończyć moich wyszywanek, nieszczęsne bombki też czekają na jakiś sensowny finał. A ja co? Sufit i ściany maluję po pracy, bo się małej zmiany Niektórym zachciało... Chwała Bogu i temu komuś, kto wymyślił wałek do malowania i kij teleskopowy. Dzięki temu dość sprawnie to wszystko jakoś idzie.
I tak moje nadzieje na to, że skończę podusie bez zbędnego pośpiechu przed świętami legły pod warstwą farby i panelami na podłodze.
I znowu, cóż takie jest życie...
Ania
8 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz