Długo nie mogłam znaleźć tego schematu, ale w głowie miałam "skan" tego zdjęcia i ... wreszcie się udało. Znalazłam schemat. Był jednak dość niewyraźny. Pomyślałam, że "przepiszę" wzór na nowo. Wyciągnęłam blok milimetrowy i krok po kroku przeniosłam znaczki na kartkę.
Kupiłam cieniowaną mulinkę, która w pasmanterii wydawała się być do tego odpowiednią. I zaszyłam się w fotelu z kawałkiem kanwy i filiżanką gorącej herbaty. Zaczęłam noworoczne haftowanie...
Wyszyłam parę znaków i okazało się, że kolor muliny jaki wybrałam, jest chyba najgorszym jaki mogłam kupić. Ponieważ zaczęłam jednak to szycie, brnęłam w to dalej. Nad wyraz szybko mi się wyszywało. Dwa popołudnia i maszyna była skończona.
Efekt kończowy mnie nie zachwycił. Wyszło, jak wyszło, ale i tak mam odpowiednią lokalizację dla tego mojego niewypału. Pewnie jednak minie trochę czasu zanim maszyna trafi w miejsce swego przeznaczenia.